Rozdział 1.
-Emily! Pośpiesz się, spóźnimy się do szkoły!- krzyczałam z dołu.
-Uspokuj się, nawet jeśli się trochę spóźnimy, to nic się nie stanie.
-Wiesz, że jesteś moją przyjaciółką, ale nie mam zamiaru dostać ostrzeżenia. Ostatnim razem rodzice musieli do dyrektora iść.
-Za bardzo panikujesz. No dobra, to chodź.
I wyszłyśmy. Idąc tak przez miasto oczywiście nie obyło się bez patrzenia w wystawy sklepowe.
-Oh, spójrz jakie piękne buty! Obejrzyjmy je.- przekonywała mnie Emily.
Nie wiem jakim cudem, ale namówiła mnie. Weszłyśmy do środka. Sklep okazał się bardzo duży. Na moje nieszczęście było w nim pełno ciuchów, któe musiałyśmy przymierzyć. Nawet nie zauważyłyśmy, a minęły już 2 godziny. Uznałam, że nie ma sensu wracać do szkoły. Wychowawca nie usprawiedliwi mi takiego spóźnienia. Powiem mamie, że byłam chora.
-Wielkie dzięki, przez ciebie schodzę na złą drogę.
-Ta, jasne. Raz poszłaś na wagary i wielkie mi co.
Wybrałyśmy kilka bluzek, podeszłyśmy do kasy i zapłaciliśmy. Kasjerka oglądała jakiś program rozrywkowy. W czasie, kiedy poszła za zaplecze, z ciekawością zerkałyśmy na ekran.
-Super, reklamy. Bo nie ma nic fajniejszego niż przerwa w programie.- tak, nadszedł czas na kolejny "foch" Emily.
W telewizji ogłosili konkurs:
"Czy potrzebujesz wakacji?
Chciałbyś się wyrwać do jakiegoś innego kraju niż ten, w którym mieszkasz?
Na przykład do Wielkiej Brytani? Oto szansa dla ciebie!
Wyślij sms'a o treści "LONDYN" na numer 7295,
A byćmoże uda ci się wygrać wycieczkę do Londynu dla dwuch osób!"
-Ha, co za zdzierstwo z kasy.-odrzekłam.- Ej, ej, co ty robisz?
-A co? Nie widać? Wysyłam sms'a. A może wygramy. Przecież to twoje największe marzenie, wycieczka do Angli.
-No niby tak, ale...
-Oj przestań, czy ty zawsze muisz być taka... pomysło-odporna?
-A co tam, ty zawsze potrafisz przekonać człowieka. Wysyłaj- przekonała mnie jednak.
-Dobra, idziemy dalej na miasto.
Po wyjściu ze sklepu zaczęłam sobie rozmyślać nad naszym byćmoże przyszłym wyjazdem.
-A co jak wygramy? Będziemy chodzić po centrach handlowych, i jak durne będziemy biegać po mieście. Zobacz jak by było wspaniale!- nie mogłam przestać o tym myśleć.
-Masz moje słowo, wejdziemy do każdego napotkanego sklepu. A ja myślałam, że to ja jestem nadpobudliwa.
Po kilku godzinach łażenia, postanowiłyśmy, że wrócimy do domu. Odprowadziłam Emily.
-Ok, jeśli do ciebie zadzwonią, to szybko przychodź do mnie, albo mi napisz, albo zadzwoń.
-No to chyba oczywiste. Dobra, to pa.
-Pa.-pożegnałam się i zmierzałam w stronę domu.
Ostrożnie odworzyłam drzwi wejściowe, na wypadek, gdyby mama wróciła wcześniej z pracy.
-Mamo!
Nie było jej. Co znaczyło, że sama muszę sobie zrobić obiad. Na stole leżała kartka:
"Claudia, dzisiaj musiałam zostać dłużej w pracy.
W lodówce masz obiad. Odgrzej go sobie. Mama."
No, w końcu nie musiałam jeść płatków na obiad. Zagrzałam zupę i poszłam do siebie na górę. Jak zwykle zamknęłam drzwi i puściłam muzykę na całą głośność. Zdałam sobie sprawę, że moje życie jest nudne jak flaki z olejem, jak to by powiedział dziadek.
-Nie, my musimy wygrać ten konkurs.-mówiłam sama do siebie.
Następnie ogarnęłam w domu i zasiadłam do lekcji. Mama wróciła. Nic szczególnego się nie działo. Powiedziałam jej, że źle się rano czułam i nie poszłam do szkoły. Zadzwoniła do nauczyciela i usprawiedliwiła mnie. Widać po niej było, że miała bardzo wyczerpujący dzień.
Pod wieczór poszłam do łazienki wziąć kąpiel, umyć się itp. Po tym poszłam już spać.
-Claudia, Claudia. Wstawaj. Już jest 6:30.-mama próbowała mnie obudzić.
Nie będę ukrywać, że miałam ochotę ją walnąć pilotem albo czymś. Kocham ją, ale nie o godzinie 6:30 i to jeszcze kiedy świeci mi lampką po oczach.
Zebrałam się i ruszyłam po Emily.
"You're insecure, don't know what for.."
To mój telefon, dzwoniła Emily.
-Halo?
-Claudia! Claudia! Claudia!
-Emily! Uspokuj się. Co się stało?
-Pakuj się i jedziemy do Londynu!
-Co?! Poczekaj! Już biegnę do ciebie!
Zadyszana stanęłam przy jej furtce. Bez słowa na jej widok zaczęłam krzyczeć.
-Aaa! Nie mogę w to uwierzyć! Musisz mi to pokazać!
"Gratulacje! To właśnie ciebie wybraliśmy spośród tysiąca osób.
W sprawie biletów, lotów i szczegółów wycieczki skontaktujemy
się z tobą dzisiaj około godziny 15:00."
-To będzie najlepszy dzień w naszym życiu.-stwierdziłam.
I poszłyśmy do szkoły. W budzie nic nowego.
-Zaczynam powoli mieć dosyć nauczycieli i tych wszystkich zadań domowych.-wyszłyśmy.
-Ta, ja już dawno mam tego wszystkiego dosyć.Całe szczęście, że za kilka dni są wakacje. Ej, ej. Jakiś numer dzwoni.
-Odbierz! To mogą by ci od tego konkursu.
-Halo? Tak. Dobrze. Yhm. ... (5 min później). Ok, dziękuję, dousłyszenia.
-No i?
-Wszystko już wiadomo. W sobotę o 9 rano lecimy. Z lotniska w Londynie mamy już zamówiony hotel. Jesteśmy tak zakwaterowane na 2 tygodnie.
-Aż normalnie nie mogę uwierzyć, że nasi rodzice się zgodzili.
-Haha, ja też.
Jak zwykle rozeszłyśmy się do swoich domów. Dalej już nic ciekawego się nie działo.
I tak nadszedł piątek, dzieć od naszego wyjazdu...
-Emily! Pośpiesz się, spóźnimy się do szkoły!- krzyczałam z dołu.
-Uspokuj się, nawet jeśli się trochę spóźnimy, to nic się nie stanie.
-Wiesz, że jesteś moją przyjaciółką, ale nie mam zamiaru dostać ostrzeżenia. Ostatnim razem rodzice musieli do dyrektora iść.
-Za bardzo panikujesz. No dobra, to chodź.
I wyszłyśmy. Idąc tak przez miasto oczywiście nie obyło się bez patrzenia w wystawy sklepowe.
-Oh, spójrz jakie piękne buty! Obejrzyjmy je.- przekonywała mnie Emily.
Nie wiem jakim cudem, ale namówiła mnie. Weszłyśmy do środka. Sklep okazał się bardzo duży. Na moje nieszczęście było w nim pełno ciuchów, któe musiałyśmy przymierzyć. Nawet nie zauważyłyśmy, a minęły już 2 godziny. Uznałam, że nie ma sensu wracać do szkoły. Wychowawca nie usprawiedliwi mi takiego spóźnienia. Powiem mamie, że byłam chora.
-Wielkie dzięki, przez ciebie schodzę na złą drogę.
-Ta, jasne. Raz poszłaś na wagary i wielkie mi co.
Wybrałyśmy kilka bluzek, podeszłyśmy do kasy i zapłaciliśmy. Kasjerka oglądała jakiś program rozrywkowy. W czasie, kiedy poszła za zaplecze, z ciekawością zerkałyśmy na ekran.
-Super, reklamy. Bo nie ma nic fajniejszego niż przerwa w programie.- tak, nadszedł czas na kolejny "foch" Emily.
W telewizji ogłosili konkurs:
"Czy potrzebujesz wakacji?
Chciałbyś się wyrwać do jakiegoś innego kraju niż ten, w którym mieszkasz?
Na przykład do Wielkiej Brytani? Oto szansa dla ciebie!
Wyślij sms'a o treści "LONDYN" na numer 7295,
A byćmoże uda ci się wygrać wycieczkę do Londynu dla dwuch osób!"
-Ha, co za zdzierstwo z kasy.-odrzekłam.- Ej, ej, co ty robisz?
-A co? Nie widać? Wysyłam sms'a. A może wygramy. Przecież to twoje największe marzenie, wycieczka do Angli.
-No niby tak, ale...
-Oj przestań, czy ty zawsze muisz być taka... pomysło-odporna?
-A co tam, ty zawsze potrafisz przekonać człowieka. Wysyłaj- przekonała mnie jednak.
-Dobra, idziemy dalej na miasto.
Po wyjściu ze sklepu zaczęłam sobie rozmyślać nad naszym byćmoże przyszłym wyjazdem.
-A co jak wygramy? Będziemy chodzić po centrach handlowych, i jak durne będziemy biegać po mieście. Zobacz jak by było wspaniale!- nie mogłam przestać o tym myśleć.
-Masz moje słowo, wejdziemy do każdego napotkanego sklepu. A ja myślałam, że to ja jestem nadpobudliwa.
Po kilku godzinach łażenia, postanowiłyśmy, że wrócimy do domu. Odprowadziłam Emily.
-Ok, jeśli do ciebie zadzwonią, to szybko przychodź do mnie, albo mi napisz, albo zadzwoń.
-No to chyba oczywiste. Dobra, to pa.
-Pa.-pożegnałam się i zmierzałam w stronę domu.
Ostrożnie odworzyłam drzwi wejściowe, na wypadek, gdyby mama wróciła wcześniej z pracy.
-Mamo!
Nie było jej. Co znaczyło, że sama muszę sobie zrobić obiad. Na stole leżała kartka:
"Claudia, dzisiaj musiałam zostać dłużej w pracy.
W lodówce masz obiad. Odgrzej go sobie. Mama."
No, w końcu nie musiałam jeść płatków na obiad. Zagrzałam zupę i poszłam do siebie na górę. Jak zwykle zamknęłam drzwi i puściłam muzykę na całą głośność. Zdałam sobie sprawę, że moje życie jest nudne jak flaki z olejem, jak to by powiedział dziadek.
-Nie, my musimy wygrać ten konkurs.-mówiłam sama do siebie.
Następnie ogarnęłam w domu i zasiadłam do lekcji. Mama wróciła. Nic szczególnego się nie działo. Powiedziałam jej, że źle się rano czułam i nie poszłam do szkoły. Zadzwoniła do nauczyciela i usprawiedliwiła mnie. Widać po niej było, że miała bardzo wyczerpujący dzień.
Pod wieczór poszłam do łazienki wziąć kąpiel, umyć się itp. Po tym poszłam już spać.
-Claudia, Claudia. Wstawaj. Już jest 6:30.-mama próbowała mnie obudzić.
Nie będę ukrywać, że miałam ochotę ją walnąć pilotem albo czymś. Kocham ją, ale nie o godzinie 6:30 i to jeszcze kiedy świeci mi lampką po oczach.
Zebrałam się i ruszyłam po Emily.
"You're insecure, don't know what for.."
To mój telefon, dzwoniła Emily.
-Halo?
-Claudia! Claudia! Claudia!
-Emily! Uspokuj się. Co się stało?
-Pakuj się i jedziemy do Londynu!
-Co?! Poczekaj! Już biegnę do ciebie!
Zadyszana stanęłam przy jej furtce. Bez słowa na jej widok zaczęłam krzyczeć.
-Aaa! Nie mogę w to uwierzyć! Musisz mi to pokazać!
"Gratulacje! To właśnie ciebie wybraliśmy spośród tysiąca osób.
W sprawie biletów, lotów i szczegółów wycieczki skontaktujemy
się z tobą dzisiaj około godziny 15:00."
-To będzie najlepszy dzień w naszym życiu.-stwierdziłam.
I poszłyśmy do szkoły. W budzie nic nowego.
-Zaczynam powoli mieć dosyć nauczycieli i tych wszystkich zadań domowych.-wyszłyśmy.
-Ta, ja już dawno mam tego wszystkiego dosyć.Całe szczęście, że za kilka dni są wakacje. Ej, ej. Jakiś numer dzwoni.
-Odbierz! To mogą by ci od tego konkursu.
-Halo? Tak. Dobrze. Yhm. ... (5 min później). Ok, dziękuję, dousłyszenia.
-No i?
-Wszystko już wiadomo. W sobotę o 9 rano lecimy. Z lotniska w Londynie mamy już zamówiony hotel. Jesteśmy tak zakwaterowane na 2 tygodnie.
-Aż normalnie nie mogę uwierzyć, że nasi rodzice się zgodzili.
-Haha, ja też.
Jak zwykle rozeszłyśmy się do swoich domów. Dalej już nic ciekawego się nie działo.
I tak nadszedł piątek, dzieć od naszego wyjazdu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz