Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Rozdział 4.

Jest godzina 11:30. Stoję w łazience i myję zęby. Następnie twarz. Poszłam do pokoju po ciuchy.

-Emily!
-He?-nie mogła mówić, bo siedziała w naszej pseudo kuchni i jadła śniadanie.
-Widziałaś gdzieś moją torbę? Z ciuchami.
-E-e.

Westchnęłam i poszłam dalej szukać.

"Przy szafie? Niee... Za kanapą? Też nie... Łóżko? Bingoo.."- mówiłam sama do siebie i wytargałam mój bagaż spod niego. Chwyciłam szybko moją ulubioną sukienkę i pobiegłam się przebrać. Potem wzięłam szczotkę i przeczesałam swoje złote włosy.

-A ty co? Masz zamiar dzisiaj coś robić?- spytałam Em.
-Hm? A, taak. Ale mam jeszcze czas. Nie przeszkadzaj sobie.-siedziała z nogami na stole przełączając tylko kanały w telewizorze.
-Dobra, ale ja zaraz idę na zakupy.
-Po co?
-No po coś do jedzenia? Masz zamiar jeść tylko płatki?
-Czekaj, idę z tobą.

20 min później Emily wyszła z łazienki już gotowa.


-Wow, świetnie wyglądasz!- przyznaję, wyglądała wyjątkowo... schludnie.

-Wiem, ok, chodźmy już.

Wyszłyśmy na dwór, pogoda nie mogła być lepsza. Słońce świeciło, było gorąco, ale wiatr delikatnie muskał twarz. Przez te kilka sekund poczułam się jak "Pani Londynu".

-Oh, tutaj jest jakiś sklep!-w końcu jakiś znalazłam.

Weszłyśmy do niego. Był dość spory. Musiałyśmy się rozdzielić, bo nie zdążyłybyśmy na spotkanie.

-To ty idź kup mleko itp., a ja pójdę na warzywa.-powiedziałam i ruszyłam w stronę owoców i warzyw.

Spojrzałam na moją listę.

" -petruszka
 -marchewki
 -por
 -seler            "

Zostały mi już tylko marchewki. Rozejrzałam się do okoła.

-O, są!-podbiegłam do nich.

W połowie drogi zachamowałam. Prawie popchnęłam jakiegoś chłopaka. Ogarnęłam się i trochę chwiejnym krokiem ruszyłam do przodu. Wzięłam torbę i włożyłam marchewki do niej, a następnie do koszyka. Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się bez żadnego słowa. Jedyne co zauważyłam, to jego niebieskie oczy i cudowny uśmiech. Odszedł. Zrobiłam co miałam zrobić, poszłam do kasy i zapłaciłam. Tam czekałam na Em. Już idzie.

-OMG, nie uwieszysz, jakie ciacho widziałam!-to były pierwsze słowa, jakie powiedziała.
-Serio? No to mów.
-No więc, widziałam kolesia, który miał brązowe włosy, takie błękitne oczy i niósł torbę marchewek. Ale mówię ci, muszę go jeszcze kiedyś spotkać.
-Haha, też go widziałam.
-Super. Ciekawe, jak będą wyglądać ci kolesie, do których dzisiaj idziemy.
-Mhm.

Zabrałyśmy zakupy i poszłyśmy do domu. Jest równo 15:00. Czyli została godzina do spotkania.


_________________________________________________
Dzisiejszy rozdział krótszy, ze względu, że jest już późno xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz